O kojącym wpływie bliskości i poczucia akceptacji
Przez ostatnie kilka lat świat medycyny przechodzi rewolucję, spowodowaną wynikami badań prowadzonych już od ponad 75 lat, a nazywanych Harvard Study of Adult Development. Jak do tej pory to najdłużej prowadzone badania, zaś ich wyniki są jeszcze bardziej doniosłe, aniżeli czas ich trwania. Otóż, okazuje się, że dla poczucia dobrostanu – zarówno fizjologicznego, jak i psychicznego czy emocjonalnego – największe znaczenie mają… więzi z bliskimi. Dobre i bliskie relacje z rodziną oraz przyjaciółmi wiązały się u osób badanach z większym poczuciem szczęścia, ale też lepszym stanem zdrowia oraz dłuższym życiem. Jak to się jednak dzieje, że relacje z ludźmi mają aż tak olbrzymi wpływ na stan naszego zdrowia? Aby znaleźć odpowiedź proponuję zagłębić się w tajemnicze zakamarki naszego mózgu i przyjrzeć się, czym z jego perspektywy jest tak naprawdę kontakt z drugim człowiekiem.
Na co dzień doświadczamy szeregu sytuacji, a każda ona przetwarzana jest przez nasz mózg. Jego biochemia na bieżąco zatem się zmienia – jedne szalki neuronalne się wzmacniają, inne osłabiają, podobnie jak w określonym środowisku jedne geny się aktywują, a inne wyciszają. Upraszczając sprawę – układem w mózgu mającym największe znaczenie dla naszego życia jest układ motywacji i nagrody. Daje on nam napęd do działania, zachęcając do podejmowania takich czynności, które dają nam przyjemność. Nie jest żadnym zaskoczeniem, że czynności takie jak jedzenie czy też seks aktywują nasz układ nagrody w bardzo wysokim stopniu. W układzie tym produkowane są neuroprzekaźniki, takie jak serotonina, pozwalające nam na doznawanie przyjemności. Ich całkowity brak nie oznaczałby jedynie poważnej depresji, lecz dramatyczne pogorszenie stanu zdrowia oraz ryzyko śmierci. Neuroprzekaźniki te wydzielane są w organizmie w konkretnych sytuacjach. Część z tych sytuacji jest w nas zakodowanych, co oznacza, że jako ludzie współdzielimy je ze sobą. Przykładem mogą być wspomniane wyżej akty jedzenia czy też seksualne. Niezwykle istotne jednak jest to, że pierwszym i podstawowym doznaniem, aktywującym u nas układ nagrody i motywacji jest bliskość z drugim człowiekiem. W badaniach z ostatnich kilkunastu lat wyraźnie dowodzi się, że potrzeba akceptacji społecznej i pragnienie współpracy są najsilniejszymi motywatorami do działania (Wilson i Wilson, 2007). Poczucie błogości i ukojenia (czy inaczej – zaktywizowanie układu nagrody) wynikające z fizycznej bliskości bardzo sprawnie działa już u nowo narodzonych dzieci. W ramionach swojej mamy maluch się uspokaja, podobnie działa nie niego nawet już sam głos czy zapach rodzicielki. Na tym etapie taki bezpośredni kontakt fizyczny jest dla dziecka niezbędny do utrzymania bliskości, ale z biegiem lat uczy się ono, w jaki sposób pielęgnować w sobie poczucie więzi nawet wtedy, kiedy ukochanych osób nie ma obok. Czyż nie temu właśnie służy pisanie SMS-ów czy telefonowanie po kilku godzinach poza domem?
To poczucie bliskości właśnie okazuje się być najgłębszą potrzebą człowieka. Silniejszą nawet, aniżeli potrzeby fizjologiczne. Dzieci w bardzo bogatych rodzinach, posiadające absolutnie wszystko pod względem materialnym potrafią mieć poważne zaburzenia rozwoju, zachowania i zdrowia na skutek braku dostatecznej więzi z rodzicami. I odwrotnie – dzieci nie mające dostępu nawet do wystarczającej ilości pożywienia potrafią zadziwiająco dobrze się rozwijać i funkcjonować, jeśli tylko budzą się i zasypiają w ramionach kochających ich rodziców. Badania naukowe wskazują wyraźnie, że przy braku bliskości gatunki stadne tracą nawet swój instynkt samozachowawczy – w warunkach izolacji zanikają potrzeba jedzenia oraz oznaki energii życiowej. Innymi słowy – gatunki takie bez stada zaczynają chorować i umierają (Barrett i Turner, 2005; Holt-Lunstadt, Smith i Layton, 2010). Od strony neurobiologicznej poczucie braku akceptacji czy doznanie niesprawiedliwości wiążą się z zablokowaniem układu motywacyjnego. Przewlekłe doznawanie braku akceptacji oznacza dla mózgu silny spadek poziomu wspomnianych wyżej neuroprzekaźników, odpowiadających za nasze poczucie dobrostanu. Co więcej, wnikliwe badania wskazują, że doświadczenie bólu, związanego z odrzuceniem z punktu widzenia mózgu doświadczane jest dokładnie tak samo, jak ból fizyczny! Brak akceptacji jest dla nas bolesnym doświadczeniem, a ból ten wpływa na nas tak samo, jak ten wynikający z ran fizycznych czy przewlekłych chorób. Podobnie jak ból fizyczny, ból emocjonalny powoduje u nas zatem m.in. wzbudzenie się układu agresji. To całkowicie naturalna i zrozumiała reakcja – układ ten ma za zadanie bronić nas przed cierpieniem. Jeśli cierpienie to jest spowodowane atakiem fizycznym to agresja ma pomóc nam się skutecznie obronić. Jeśli zaś przeżywane cierpienie wynika z doświadczenia odrzucenia dzięki agresji mamy impuls do natychmiastowego zakomunikowania tego, co przeżywamy. Warto mieć na uwadze, że przez wiele lat ewolucji broniliśmy się przed bólem i zagrożeniem doświadczenia bólu właśnie poprzez mechanizm agresji. Jednakże w przypadku człowieka odrzucenie przez grupę wiązało się z równie silnym zagrożeniem integralności fizycznej, zwiększając znacznie ryzyko śmierci. Zadaniem układu agresji zatem było chronić nad przed bólem, również tym, który dopiero mógłby nastąpić (na skutek braku pomocy ze strony grupy). Skoro to właśnie życie w grupach, które łączyły bliskość i wzajemna troska, zwiększało szansę na dłuższe życie to nic dziwnego zatem, że nasza neurobiologia instynktownie skupiona jest na oznakach akceptacji społecznej, bądź jej braku oraz na potrzebie wzajemnego pomagania sobie. Instynkty te ujawniają się zresztą już na bardzo wczesnych etapach. Nawet 14-miesięczne niemowlęta spontanicznie starają się pomóc osobom, które wedle ich uznania tej pomocy potrzebują (Warneken i Tomasello, 2009). Nasza skłonność do empatii i dbania o siebie nawzajem widoczna jest też m.in. w badaniach, w których wykazano, że nasz układ agresji uaktywnia się nie tylko w momencie doświadczania cierpienia, ale również wtedy, kiedy obserwujemy cierpienie drugiego człowieka.
Warto też pamiętać, że bólu spowodowanego poczuciem braku akceptacji doświadczają nie tylko osoby, żyjące np. w cieniu nieustannych konfliktów z otoczeniem, lecz również osoby mające poczucie osamotnienia. We wspomnianym na początku badaniu harvardzkim okazało się, że im wyższe poczucie samotności, tym niższe poczucie szczęścia, ale też gorszy stan zdrowia i krótsze życie. Ponadto, poczuciu samotności nie przeciwdziałała wysoka liczba kontaktów na co dzień. Kontakty te muszą bowiem mieć dla nas określone znaczenie, budować w nas poczucie więzi, aby mogły dawać nam ukojenie. Co prawda, już samo przebywanie wśród przyjaźnie nastawionych osób wpływa na nas korzystnie (Bartels i Zeki, 2000), jednakże wciąż nie są to dla nas doświadczenia wystarczające do poczucia dobrostanu. Czego zatem potrzebujemy, aby móc doświadczać kojącego wpływu relacji społecznych?
W latach 50-tych John Bowlby rozwinął teorię więzi, która jak się okazało miała mieć doniosły wpływ na naszą wiedzę na temat funkcjonowania człowieka. Bowlby dowodził, że więź jest najgłębszą potrzebą człowieka, zaś rodzaj relacji z opiekunami decyduje o zdolności jednostki do rozwoju i życia w dobrostanie. Współcześnie jeden z najznamienitszych psychologów rozwojowych, dr Gordon Neufeld, bazując na badaniach z zakresu neurobiologii, znacznie rozbudował tę teorię. Okazuje się, że dobre relacje nie tylko pomagają nam zachować zdrowie, lecz również wspierają nasz proces dojrzewania, sprawiając tym samym, że zaczynamy znacznie lepiej radzić sobie w życiu. To właśnie od naszej dojrzałości zależy, czy potrafimy kontrolować swoje impulsy i zamiast wybuchać na bliską osobę niepohamowanym gniewem, uspokoić się, a dopiero później rozmawiać o rzeczach trudnych dla obu stron. To poziom dojrzałości decyduje o tym, czy potrafimy dostrzegać w życiu szarości, czy też wszystko jest dla nas czarno-białe, czyli albo piękne, albo koszmarne. Jest to o tyle ważne, że zbytni optymizm może czasami zagrażać naszemu zdrowiu i życiu, zaś zbytni pesymizm oznacza doznawanie nieustającego stanu stresu. Nie wspominając już o skakaniu z jednego krańca emocji na drugi, co jest wyjątkowym obciążeniem dla naszej wewnętrznej równowagi. Dojrzałość ma jeszcze wiele, wiele innych zalet, ale jedną z największych jest fakt, że powala nam ona na budowanie trwałych, stabilnych relacji, stanowiących dla nas realne wsparcie w trudnych chwilach. Czyż nie byłoby cudnie, gdybyśmy zawsze wszyscy potrafili dzięki dojrzałości hamować swoje agresywne impulsy i przywoływać w umyśle przekonania, które pomagałyby nam zachować harmonię oraz bliskość? Gdybyśmy zawsze pamiętali o tym, że żaden zbity kubek czy spóźnienie nie są ważniejsze od więzi z ukochaną osobą? Tak jak doznawanie bezpiecznej, przepełnionej bliskością opieki w okresie dzieciństwa promuje nasz proces dojrzewania tak z kolei sama dojrzałość ułatwia nam później życie w społeczeństwie. Co więcej, poczucie prawdziwej, głębokiej więzi z innymi – poprzez swój pozytywny wpływ na neuroprzekaźniki w naszych organizmach – ma działanie przeciwbólowe. To właśnie dzięki wtulaniu się w bliskich, ba, nawet już dzięki ciepłemu spojrzeniu czy uśmiechowi nasz mózg potrafi zaktywizować wydzielanie wewnętrznych opioidów, mających przecież działanie zmniejszające odczuwanie bólu.
Jak widzimy bliskość z innymi ma dla istoty ludzkiej niezwykle głębokie znaczenie, bazujące na wielu powiązanych ze sobą mechanizmach. Szczęśliwie, nie musimy o nich wszystkich pamiętać, aby móc korzystać z tego, co dała nam natura. Aby okazywać troskę o siebie nawzajem nie potrzeba kończyć kursów. Podobnie nie musimy znać się na neurobiologii, aby starać się być empatycznym, wyrozumiałym i pielęgnującym w sobie uczucie miłości. A już naprawdę niewiele musimy wiedzieć, żeby starać się każdego dnia okazywać innym życzliwość i akceptację. Dla zdrowia nas samych i ludzi wokoło starajmy się zatem akceptować innych takimi jakimi są. To naprawdę świetny sposób na wspieranie siebie nawzajem w stawaniu się takimi, jakimi pragniemy być.
Źródła:
1) (badania publikowane w ramach projektu The Harvard Sdudy of Adult Development)
http://www.adultdevelopmentstudy.org/#!publications/c1xn4
2) Wilson, D. S. i E. O. Wilson (2007). Rethinking the theoretical foundation of sociobiology. The Quarterly Review of Biology, 82, str. 327– 348.
3) Barrett, A.E. i Turner, R.J. (2005). Family structure and mental health: The mediating effects of socioeconomic status, family process and social stress. Journal of Health and Social Behavior, 46, str. 156–169.
4) Holt-Lunstad, J., Smith, T. B. i Layton, J. B. (2010). Social relationships and mortality risk: A meta-analytic review. PLoS Medicine, 7(7).
5) Warneken, E, i Tomasello, M. (2009). The roots of human altruism. British Journal of Psychology, 100, str. 455-471.
6) Bartels, A. i Zeki, S. (2000). The neural basis of romantic love. NeuroReport, 11 (17), str. 3829–3834.
7) Neufeld, G. i Mate, G. (2016). Więź. Dlaczego rodzice powinni znaczyć więcej od kolegów. Wydawnictwo Galaktyka.
Autor dr Joanna Bylinka, psycholog, coach zdrowia